„To jest miejsce do ściągania kasy z podatnika”
W ostatnich dniach do redakcji portalu Olsztyn.com.pl wpłynął list od jednej z Czytelniczek. Kobieta zwróciła się do nas z bezsilności, spowodowanej chorobą 7-letniej córki i odległymi terminami wizyt w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ).
- Zastanawiam się, co to jest NFZ i do czego służy. Bo wydaje mi się, że to jest miejsce do ściągania tylko kasy z podatnika. (…) Każda placówka działa według własnych zasad i umów. Jak mamy leczyć siebie czy dzieci? Zmuszanie ludzi do prywatnych wizyt – pisze mama 7-latki.
Odległe terminy wizyt i trudna sytuacja materialna
Dziewczynka od roku skarży się na bóle głowy oraz klatki piersiowej. Rodzice dziecka zauważyli, iż w parze ze wskazanymi dolegliwości idzie także podwyższone tętno. Dodatkowo ich pociecha przestała rosnąć, ma problemy z pamięcią, koncentracją i wzrokiem. W nadesłanej wiadomości Czytelniczka wskazała, że boi się, iż dziewczynka cierpi na tę samą chorobę co jej starsza siostra.
- Moja starsza córka po długiej walce została zdiagnozowana pod kątem zespołu Turnera (choroba genetyczna, dotykająca wyłącznie dziewczynki, spowodowana całkowitym lub częściowym brakiem chromosomu X – przyp. red.), ale już wtedy miała mało czasu na leczenie hormonem wzrostu. Podejrzewam, że młodsza córka ma może tę samą chorobę – wyjaśnia.
Lekarz rodzinny skierował dziecko do poradni: kardiologicznej, endokrynologicznej oraz okulistycznej. Okazało się, iż wyznaczone terminy zaczynają się na kwietniu 2026 r., a kończą na 2028 r. Kobieta załamana jest odległością, zwłaszcza, że rodziny nie stać na zapewnienie córce wizyt prywatnych. Czytelniczka tłumaczy, że przebywa obecnie na rencie chorobowej w wysokości 1200 zł, a jej mąż zarabia najniższą krajową.
- Teraz mamy zaplanowanych trzech specjalistów i każdy z nich weźmie 350 zł, a na jednej wizycie się nie kończy – dodaje.
Czytelniczka opisała także trudności związane z aspektem rzadkiego uczęszczania do szkoły przez dziewczynkę. Więcej ma ona bowiem przebywać na zwolnieniu, niż chodzić na zajęcia.
- Idzie na 2-3 dni do szkoły, potem wraca do domu z bólem głowy i gorączką 40 stopni. Dzień, dwa poleży i jest ok. Do tego nawracają często infekcje dróg oddechowych i gardła. Ostatnie wyniki morfologii powaliły nawet lekarza – podkreśla kobieta.
Lokalny oddział NFZ odpowiada. Stan dziecka jest stabilny?
Poza wystosowaniem wiadomości do mediów, mama 7-latki zwróciła się z prośbą o pomoc do: rzecznika praw dziecka, Moniki Chornej-Cieślak, ministra zdrowia, Izabeli Leszczyny oraz Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Olsztynie.
Odpowiedź wpłynęła jedynie od ostatniego z wymienionych podmiotów, jednak w żaden sposób nie usatysfakcjonowała naszej Czytelniczki.
- W Polsce każda placówka medyczna, która ma kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, ma obowiązek prowadzenia list oczekujących. O kolejności decyduje przede wszystkim stan zdrowia. W większości przypadków, pacjenci przyjmowani są według kolejności zgłaszania. Istnieją jednak wyjątki, takie jak przyjęcia pilne, które mają pierwszeństwo w ustaleniu terminów przez placówki medyczne – czytamy w dokumencie.
W nadesłanym piśmie przedstawiciele Wydziału Obsługi Klientów i Profilaktyki wskazali, że córka kobiety zakwalifikowana jest jako „pacjent w stanie stabilnym” i stąd wyznaczone terminy. NFZ wyjaśnił również, iż w przypadku skierowań pilnych czas oczekiwania wynosi od 12 dni do 6 miesięcy.
Mama 7-latki w rozmowie z portalem Olsztyn.com.pl przekazała, że czuje się bezsilna, a walka o zdrowie dziecka i trudna sytuacja rodzinna, doprowadza ją i męża do bankructwa.
Komentarze (18)
Dodaj swój komentarz