Akcja „Pieśni łaciatych krów” rozgrywa się w wymyślonej przez autora, niewielkiej, warmińskiej wsi, Skowycze. Staniszewski wychował się na jednym z olsztyńskich osiedli. Mimo tego, udało mu się wiarygodnie wprowadzić czytelnika w wiejski klimat. Zapytany o podłoże tej umiejętności, odpowiedział, że dużą rolę w procesie odegrał element magii.
- Jestem nowym, amerykańskim Warmiakiem. Moi przodkowie nie wywodzą się stąd. (…) W Warmii odkryłem fantastyczne tworzywo literackie. Ono da się lepić na wiele sposobów – wyjaśnił nasz rozmówca.
Staniszewski podkreślił, iż w kształtowaniu i umacnianiu tożsamości regionalnej stawia na emocje, nie zaś na wątki historyczne.
Autor przenosi czytelnika do świata, w którym to na barkach Bernarda Wittena, najbogatszego gospodarza, a tym samym głównego „antybohatera” powieści, spoczywa misja uchronienia Skowycz przed nadchodzącą apokalipsą. Bernard, za namową ojca, który nawiedza go z zaświatów, buduje zbiornik, z którego w czasie suszy korzystają mieszkańcy. Ważny wątek powieści stanowi niechęć głównej postaci do ludzi i ich słabości. Gospodarz kocha natomiast krowy. Bernard z natury jest złym człowiekiem. Kiedy zaczyna kiełkować w nim dobro, jego ciało stawia opór. Bohater dostaje bowiem choroby skóry.
- Książka opowiada o niemożności wychodzenia z własnej natury. Jest manifestem wyobraźni, ale pewne rzeczy muszą być prawdziwe – mówił autor.
O „dudukach”, mieszających w każdym człowieku, warmińskim mroku i mrukliwości, ludzkich słabościach, uleganiu sile miłości, pozycji kobiet i mężczyzn we współczesnym świecie, „milczeniu Boga”, relacji między rodzicem a dzieckiem, trudnych decyzjach, dylemacie moralnym oraz gniewie, który drzemie w każdym z nas, Łukasz Staniszewski opowiedział podczas rozmowy z portalem Olsztyn.com.pl.
Zachęcamy do obejrzenia materiału wideo!
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz