Data dodania: 2004-11-20 00:00                                                                                    
                         
                     
                                            
                            
                        
                                        Daleka droga
                                        
                    O romskiej muzyce rozmawiamy z Rolandem Bilickim, szefem zespołu Baro Drom, który w sobotę o godz. 17 wystąpi na scenie w CEiIK.
                                                                
                                                                
                        - Co w języku romskim oznacza nazwa Baro Drom? 
- Daleka droga. Zespół powstał w 1957 roku i koncertował już w wielu miejscach. Przewinęło się przez niego kilka pokoleń artystów. Wcześniej grupa założona przez mojego ojca, Zbigniewa Bilickiego (wójt olsztyńskich Romów - red), funkcjonowała pod różnymi nazwami. Tę nadaliśmy trzy lata temu. To najstarsza muzyczna formacja romska w Olsztynie. Z niej wyłoniły się inne zespoły, na przykład Hitano. 
- Czyli przejął pan pałeczkę od ojca? 
- Można tak powiedzieć. W tej chwili zespół tworzy 16 tancerzy i muzyków, głównie młodego pokolenia. Nie oznacza to jednak, że jest to zespół nowoczesny. Trzymamy się tradycyjnej muzyki romskiej, której pozostało już niewiele. Nie poddajemy się trendom, nie zastępujemy elektroniką tradycyjnych instrumentów: gitar, skrzypiec, kontrabasu, cymbałów, akordeonu. Przekazujemy to, co Romowie mają w sercach. Bez żadnej prowizorki. 
- A co macie w sercach? 
- Nasze utwory to romanse, opowieści o wiecznej tułaczce. Śpiewamy o tym, jacy jesteśmy, nie upiększamy rzeczywistości. Nasza muzyka to prawdziwa dusza romska, nasz temperament. W oryginalnym języku romskim wykonujemy najsłynniejsze czardasze węgierskie, rumuńskie i niemieckie. Tancerze i tancerki występują w barwnych tradycyjnych strojach. Zależy nam, by publiczność poznała źródła naszej kultury, może lepiej zrozumiała naszą społeczność. 
- Kto przychodzi na wasze koncerty? 
- Głównie Romowie, ale też ludzie, którzy niewiele wiedzą o naszej kulturze. Po jednym koncercie jednak szybko przekonują się do niej. Ta muzyka głęboko zapada w pamięć. Występujemy w całym kraju. Ale w rodzinnym Olsztynie - niestety - rzadko. 
- Może zmieni się to po dzisiejszym koncercie? 
- Mam nadzieję. Dostałem stypendium prezydenta miasta, żeby go zorganizować. Jestem autorem aranżacji, a mój brat stworzył choreografię. 
Beata Waś
                                            
                                                        
                        
                                                                                    
                                                                
                                        
                                                            
                    
                                        
                                     
                                                    
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz