Ja idę na wybory, bo tylko wtedy będę miał później prawo oceniać ludzi, którzy rządzą naszym krajem. Z satysfakcją powiem "to moi wybrańcy", gdy to, co będą robić, przyniesie korzyść mojej ojczyźnie. Albo powiem "to nie mój premier, poseł czy senator", gdy się skompromitują. Ja idę na wybory, by głosować na ludzi, którzy w moim imieniu będą podejmować najważniejsze decyzje. Gdy mnie zawiodą, nigdy już mojego głosu nie dostaną. Idę na wybory, bo to najlepsze, co mogę zrobić dla mojej ojczyzny. Chcę mieć wpływ na to, jak się będzie rozwijała i jak będą ją szanować za granicą. Idę na wybory, bo mam jedyną i niepowtarzalną okazję, by wybrać ludzi, którzy mają nami rządzić. W tak nielicznych instytucjach podwładni mają okazję, by wybrać swojego szefa. A demokracja daje nam taką szansę. Ktoś rządzić musi, więc niech będą to ludzie, których sam wybiorę. Idę na wybory, bo codziennie wybieram w mniej istotnych sprawach. Wybór rządzących Polską jest o wiele ważniejszy. Idę w końcu na wybory, bo głosowanie zajmuje tylko pięć minut, a gdybym nie poszedł, przez cztery lata męczyłbym się ze świadomością, że to inni wybrali za mnie. Męczarnie byłyby jeszcze większe, gdyby wybrali źle. Ja wątpliwości, czy iść na wybory, nie mam. Ale patrząc na frekwencję ostatnich wyborów do Sejmu i Senatu, wiem, że prawie 70 procent mieszkańców Warmii i Mazur takie wątpliwości ma. Chcę się dowiedzieć, dlaczego Państwo idą na wybory lub dlaczego głosować nie chcą. Musimy o tym rozmawiać, by poznać argumenty jednych i drugich. Niech politycy usłyszą głos zwykłych ludzi.