Poświąteczne wyprzedaże wystartowały. Z witryn sklepowych przemawiają do nas hasła ''wyprzedaż do 70 procent'', ''tniemy ceny o połowę'', czy '' dwa w cenie jednego''. To celowe wabiki, które mają rozbudzić w nas instynkt łowcy. I choć nie ustawiamy się w kilometrowej kolejce tuż przed otwarciem galerii handlowej – jak ma to miejsce na zachodzie, to i tak staramy się polować – na naszym małym, lokalnym, terenie.
Niestety, w większości przypadków – to nie my jesteśmy myśliwym, a przecenione przedmioty ofiarą – jest na odwrót – to my dajemy się upolować. Wyprzedaże ''po polsku'' są naprawdę grubymi nićmi szyte, a to co jesteśmy w stanie oszczędzić to często około 20-30 złotych różnicy od ceny, która widniała jako regularna przez cały rok.
Napotkani na wyprzedażach ''myśliwi'' sami przyznają, że podczas takich zakupów wydają pieniądze na rzeczy, których normalnie nie kupiliby – jednak kuszeni promocjami kupują - czując, że robią na tym biznes życia. Jak wielkie jest zdziwienie tych, którzy kupili coś na wyprzedaży – po niezwykle atrakcyjnej cenie, a w domu okazuje się, że pod ceną z wyprzedaży widnieje ta regularna – często taka sama, a nawet niższa. To stałe praktyki wielu sklepów odzieżowych, które tuż przed wyprzedażami zawyżają ceny, by na wyprzedaży powrócić do ceny regularnej – sklep zarabia, a my czujemy się dumni z własnej oszczędności – kupując przedmiot oznaczony czerwoną metką – wyprzedaż.
Warto więc, przed pójściem do sklepu zastanowić się, czego potrzebujemy i ile jesteśmy w stanie wydać. Warto również kupować rzeczy, które wcześniej obserwowaliśmy – po cenie regularnej – w takiej sytuacji jesteśmy w stanie ocenić prawdziwość ceny, która przydzielona została danej rzeczy na wyprzedaży.
Nie dajmy się złapać – w końcu to my jesteśmy myśliwymi.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz