Dyżurny pawilonu – „to była propozycja nie do odrzucenia”
W 2021 r. osadzony trafił do Oddziału Zewnętrznego Aresztu Śledczego w Olsztynie. Umieszczono go w pawilonie, w którym zamiast cel znajdują się wieloosobowe sale. Był to zakład półotwarty. Wojtek odsiadywał tam karę do 2023 r.
Na miejscu strażnicy więzienni przymusowo przydzielili mu pełnienie funkcji dyżurnego pawilonu. Do obowiązków osadzonego należało dyscyplinowanie innych skazanych, organizowanie im pracy oraz wyręczanie funkcjonariuszy przy wypełnianiu dokumentacji.
- To była propozycja nie do odrzucenia. Gdybym się nie zgodził, miałbym kłopoty. Strażnicy przez ponad rok wysługiwali się mną. Pawilon miał być posprzątany. Zrzucili to na mnie. A zarządzeniem dyrektora pracować mieli wszyscy, którzy mieli ręce i nogi – mówił w rozmowie z Onet.pl.
Przydzielanie zadań współosadzonym skutkowało codzienną serią wyzwisk, kierowanych pod adresem Wojtka.
Polecenie fałszowania dokumentacji
Z historii opowiedzianej przez mężczyznę wynika, iż przy okazji organizacji pracy więźniów otrzymywał na kartce nazwiska tych, których miał pominąć przy sprzątaniu, aczkolwiek uzupełniać ich karty w taki sam sposób, jak pozostałych. Wojtek twierdzi, iż strażnicy zmuszali go również do fałszowania dokumentacji osadzonych.
- Skazani pracowali dwa razy dziennie po 15 minut. Tyle zajmowało sprzątanie pawilonu. A polecenie było takie, że każdy ma mieć wpisane w papiery trzy godziny pracy. Nie mogłem dyskutować. Karty miały się zgadzać. Na koniec podpisywali je funkcjonariusze, a kierownictwo dawało pieczątkę. Miesięcznie przez moje ręce przechodziło około 50 takich dokumentów – ujawnia.
Oczywiście działania podejmował nieoficjalnie, ponieważ jako skazany nie miał prawa wglądu w dokumentację innych osadzonych. Mężczyzna wskazał, iż wszystkie wypełniane karty oznaczał w charakterystyczny sposób, w razie przyszłych konsekwencji.
Fałszowanie dokumentacji wynikało najprawdopodobniej z chęci podnoszenia statystyk nieodpłatnego zatrudnienia, na co, jak wskazał Wojtek, „był nacisk z ministerstwa”.
Brak możliwości sprzeciwu
W momencie, gdy mężczyzna podjął próbę sprzeciwu, wysyłając do olsztyńskiej prokuratury pismo, w którym zgłosił to, co musiał wykonywać na polecenie strażników, trafił na przesłuchanie. Podczas spotkania z policjantem osadzony poinformował, że nie chce rozmawiać o tym, co wskazał w zawiadomieniu z obawy o to, że stanie mu się krzywda. Za uchylonymi drzwiami przebywał bowiem jeden ze strażników.
- Prokuratura musiała dać znać zakładowi, że coś takiego zgłosiłem, bo usłyszałem od nich „a ty się wybierasz do Barczewa albo Kamińska? A potem jeszcze” „to był twój ostatni wybryk” – twierdzi.
Osadzony przystał na polecenia funkcjonariuszy i kierownictwa, ponieważ ubiegał się o przedterminowe zwolnienie.
Przemęczenie strażników i spanie na służbie
Mężczyzna wyjaśnia, że był delegowany do wypełniania kart więźniów, ponieważ wśród funkcjonariuszy aresztu panowało permanentne zmęczenie, spowodowane pełnieniem wielogodzinnych dyżurów, przez co dochodziło do sytuacji, że spali na służbie.
- Na terenie zakładu powstała hala więzienna. Była podpisana umowa z zewnętrznym kontrahentem. Pracowali tam więźniowie, a pilnowali ich strażnicy w cywilu. Tak sobie dorabiali. Mieli dyżur od 7 do 19, następnego dnia od 7 do 14 byli na hali, a o 19 z powrotem szli pracować jako funkcjonariusze. Powodowało to permanentne zmęczenie. Oni byli nieprzytomni. Do tego stopnia, że spali na służbie. Jak się ich obudziło, to byli wściekli. Dlatego do czarnej roboty byli dyżurni, jak ja – tłumaczy Wojtek.
Rozwodniona chemia, połamane szczotki i zepsute jedzenie
To nie koniec szokujących informacji, ujawnionych przez mężczyznę.
Wojtek wspomniał podczas rozmowy z Onetem o niezapewnieniu przez funkcjonariuszy oraz kierownictwa placówki odpowiednich przyborów do sprzątania. Więźniowie mieli dostawać, m.in. rozwodnione do granic możliwości środki czyszczące i połamane szczotki. Mężczyzna powiedział również o pracy w więziennej kuchni. Wojtek przyznał, iż osadzonych karmiono zepsutym jedzeniem, przez co często zmagali się z rozstrojem żołądka.
- Warzywa były zgniłe, spleśniałe, z mnóstwem robaków. Ziemniaki zmarznięte, słodkie jak bataty. Wędlina była wątpliwej jakości. Kiełbasa po dwóch dniach leżenia w lodówce była już kwaśna. Jedzenie tego kończyło się biegunką. Miało być przede wszystkim tanio. Tylko to się liczyło. Mięso na talerzach lądowało od święta. Głównym daniem była soja. Do tego kasza – tłumaczy.
Rola sanitariusza? „Zrób tak, żeby dożył do rana”
W ramach pełnionej funkcji dyżurnego na Wojtka spływał także szereg innych zadań, np. dbanie o to, aby inny osadzony, będący w ciężkim stanie poprzez mocno podwyższone ciśnienie, przeżył noc, bez konieczności wzywania karetki.
- Chodził, trzymał się ścian, ledwo żył. Od funkcjonariusza usłyszałem: „dziś karetka na teren zakładu nie wjedzie, zrób tak, żeby dożył do rana – wspomina.
Innym razem, z kolei, podczas trwania pandemii został wezwany przez oddziałowego, aby zająć się skazanym, który wymiotował na czarno. Podejrzewano u niego pęknięcie wrzodów. Do sytuacji doszło w czasie jednego z weekendów, a jak wskazał Wojtek, wówczas zakładowa służba zdrowia nie funkcjonuje. „Wszystko odkłada się do poniedziałku”, więc dyżurnemu polecono, aby chory dotrwał do początku tygodnia.
Jak radzić sobie podczas choroby?
Mężczyzna wspomniał też o trudnościach, z jakimi borykają się osadzeni podczas zimy. W tym okresie w zakładzie panuje „wylęgarnia wirusów”.
- Zima w zakładzie to wylęgarnia wirusów. Gdy wszyscy chorują i piszą kartki o leki przeciwbólowe, pielęgniarka na 50 chłopa daje 10 tabletek. Takie są realia – opowiada.
Fot. Łukasz Kozłowski / Olsztyn.com.pl
„Rozrywki” funkcjonariuszy
W ramach „podziękowania” za pełnienie funkcji strażnicy, chcąc pokazać, że traktują Wojtka jak „swego człowieka” poczęstowali go kebabem.
Opisując zachowania olsztyńskich funkcjonariuszy, mężczyzna opowiedział o przypadkach, w których ci prowokowali konflikty między osadzonymi, w ramach zapewnienia sobie atrakcji.
- Jeden ze strażników napuszczał na siebie skazanych. Brał do siebie jednego. Mówił mu, że ktoś na niego donosi, wymieniał go z nazwiska. Potem to samo mówił temu drugiemu. Powodowało to awanturę. Gdy dochodziło do bójki, ten funkcjonariusz bohatersko rozwiązywał konflikty, które sam wywoływał. Miał z tego niezły ubaw – opowiada Wojtek.
W ZK Barczewo nie było lepiej…
Podczas odsiadywania wyroku mężczyzna spędził blisko trzy miesiące w Zakładzie Karnym w Barczewie (2020 r.). Na miejscu, jak wspomina, szybko przekonał się o złej sławie placówki.
Opowiedział dziennikarzowi Onetu o sytuacji, której był świadkiem, kiedy to grypsujący więźniowie terroryzowali „dla rozrywki” niedołężnego skazanego, na co przyzwalali funkcjonariusze.
- Wiedzieli o tym, bo gdy im to zgłosiłem, usłyszałem: „a ty chcesz samobójstwo popełnić?” – mówi Wojtek.
Zakład Karny w Barczewie
Fot. Łukasz Kozłowski / Olsztyn.com.pl
„Słyszeliśmy wleczenie po korytarzu”
Mężczyzna przywołał też historię, kiedy został zamknięty w jednej celi z chorym psychicznie więźniem, bez dostępu do leków. W momencie, kiedy potrzebna była interwencja, w drzwiach celi stanął strażnik i zapytał, czy u osadzonych występuje problem, a jeśli tak, to wróci i „zrobi porządek”. Wcześniej musiał zająć się kimś innym. Po wyjściu strażnika psychicznie chory się uspokoił. Osadzeni słyszeli natomiast awanturę w celi piętro wyżej.
- Najpierw uderzenia w twarz. Potem słychać było, jak wleką kogoś po korytarzu. Brzęk otwieranych drzwi, wołanie o pomoc. Później dźwięk nalewania do naczynia wody i odgłosy krztuszenia się. Po jakimś czasie znów słyszeliśmy wleczenie po korytarzu. Pewnie wrzucili go z powrotem do celi – spekuluje Wojtek.
To jedne z nielicznych mrożących krew w żyłach zachowań. Wojtek stwierdził, iż strażnicy więzienni w barczewskiej placówce „czują się nietykalni”.
Przypominamy, że redakcja portalu Olsztyn.com.pl również miała okazję przeprowadzenia wywiadu z jednym z byłych osadzonych w barczewskim zakładzie. Nasz rozmówca wspominał wówczas o złośliwych zachowaniach i celowych niektórych pracowników służby więziennej, które miały mocno utrudniać mu funkcjonowanie w placówce. Opowiedział, m.in. o trudnościach z uzyskaniem zwolnienia warunkowego oraz zachowaniach, których wobec więźniów dopuszczali się strażnicy. Pisaliśmy o tym w materiale pt. „Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo – wspomnienia z kryminału”.
Jak Wojtek podsumowałby życie w więzieniu?
- To jest dramat. Nie traktują nas jak ludzi. Klawisze poczuli, że mają wsparcie prokuratury i swoich zwierzchników, że mają ciche przyzwolenie na dokręcanie śruby – stwierdza.
Reakcja olsztyńskiego aresztu i prokuratury
Onet.pl wystąpił z prośbą o odniesienie do sprawy Wojtka do rzecznika Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, Daniela Brodowskiego, który w odpowiedzi zapewnił, iż nie znalazł w jednostkach prokuratury okręgu olsztyńskiego postępowania, w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa podrobienia dokumentacji przez osobę, która odbywała wyrok w Oddziale Zewnętrznym Aresztu Śledczego w Olsztynie.
Media zwróciły się także do rzeczniczki Aresztu Śledczego w Olsztynie. Porucznik Justyna Jachacy-Majewska w nadesłanym piśmie zaprzeczyła przedstawionym informacjom.
- Stanowczo dementuję informacje, że funkcjonariusze tutejszej jednostki penitencjarnej polecali osadzonym fałszować dokumentację czasu pracy innych skazanych – wskazała.
Czy osadzeni mieli dostęp do kart, zawierających dane współwięźniów?
Redakcja naszego portalu poprosiła o komentarz rzeczniczkę olsztyńskiego aresztu. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
AKTUALIZACJA, 27 września, godz. 11:10
Po ponad 5 tygodniach od skierowania zapytania, otrzymaliśmy odpowiedź.
Por. Justyna Jachacy-Majewska, rzeczniczka prasowa dyrektora Aresztu Śledczego w Olsztynie wskazała, iż w lokalnej jednostce skazani zatrudniani są wyłącznie na podstawie skierowania do pracy, a na podstawie zarządzenia dyrektora, ewidencję czasu pracy w „Kartach pracy osadzonego” prowadzą wyznaczone osoby nadzorujące działania, wpisując odpowiednie dane do konkretnych rubryk w dokumencie. Z kolei po zakończeniu dnia pracy, osadzony potwierdza liczbę godzin zawartą w dokumencie czytelnym podpisem.
- Po miesiącu kalendarzowym osoba nadzorująca pracę podlicza kartę pracy osadzonego, sumuje ilość faktycznie przepracowanych godzin, wylicza należne wynagrodzenie (w przypadku zatrudnienia odpłatnego) i zapoznaje osadzonego zatrudnionego z wynikami. Zatrudniony osadzony po zapoznaniu się z kartą i wyliczeniami potwierdza to czytelnym podpisem. Niezależnie od naszej oceny sytuacji i tak podjęto czynności kontrolne, dotyczące realizacji zatrudnienia osadzonych – czytamy w przesłanej odpowiedzi.
* imię zmienione na potrzeby powstania materiału
Czytaj również:
„Funkcjonariusz Służby Więziennej w areszcie. Miał podżegać do zabójstwa”
„Osoba transpłciowa z ZK w Barczewie także doświadczyła przemocy?”
„Kolejna kontrola KMPT w ZK w Barczewie. Ponownie doszło do nadużyć ze strony strażników?”
Komentarze (72)
Dodaj swój komentarz