Dziś jest: 27.04.2024
Imieniny: Felicji, Teofila, Zyty
Data dodania: 2021-01-02 09:15

Redakcja

Wspomnienia Mariana Rapackiego z tokijskich igrzysk w 1964 roku

Wspomnienia Mariana Rapackiego z tokijskich igrzysk w 1964 roku
Olsztyńskie Muzeum Sportu nosi imię pana Mariana
Fot. archiwum prywatne

Rok 2020 był naznaczony kolejnym rokiem olimpijskim. Był, ale przez koronawirusa igrzyska w Tokio nie doszły do skutku. Nowy Rok 2021 ma szanse nim zostać. Wiele wskazuje na to, że stolica Japonii gościć będzie olimpijczyków po raz drugi, po raz pierwszy 56 lat temu. Uczestniczył w niej, jako trener polskiej kadry kajakarzy, Marian Rapacki.

reklama

Ten japoński akcent kończącego się starego i rozpoczynającego się nowego sportowego roku przywołał moje wspomnienia z wielu spotkań z panem Marianem, podczas których opowiadał mi też często o tokijskich igrzyskach. Poszperałem w swoich archiwalnych zapiskach i odnalazłem kilka jego wspomnień z tamtej wielkiej sportowej imprezy. Oto one:

- Na początku 1964 roku dotychczasowy pierwszy trener reprezentacji Stanisław Zantara musiał odejść. PKOL zaproponował mnie na jego miejsce. Podsunięto mi do podpisania umowę. Był w niej taki punkt, który głosił, że nie mogę nigdzie pracować dodatkowo. Zarabiałem wtedy w PKOl tysiąc złotych z groszami. To były marne pieniądze. Wiosną i latem prowadziłem treningi w Wałczu, jesienią i zimą w warszawskiej AWF. Krótko przed igrzyskami zaproponowałem PKOl skład naszych kajakarzy i kajakarek na Tokio. Było w nim dziesięć nazwisk zawodników i zawodniczek i dwóch trenerów. Postanowiłem, że drugi trener też musi pojechać. Po wielu dyskusjach poszli mi na rękę i mój zastępca Zenon Bucholc z Bydgoszczy poleciał ze mną do Tokio olimpiadę, choć oficjalnie nie jako trener a szkutnik…

Marian Rapacki

- W Tokio była noc jak wylądowaliśmy. Przywitała nas śliczna młoda Japoneczka z warkoczykami. Byliśmy zaskoczeni jej czystym językiem polskim. Pytaliśmy się gdzie go tak nauczyła. Odpowiedziała, że sama się uczyła z książek. Jak już trochę umiała, to gdy tylko przypływał do portu jakiś polski statek zapraszała oficerów i marynarzy do zwiedzania Tokio, rozmawiając z nimi w ich języku. Z Tokio pojechaliśmy samochodem 60 km na miejsce regat kajakowych do Sagamiko. Parę dni później spotkaliśmy w wiosce olimpijskiej w Tokio miejscowego rodaka. Nazywał się Zalewski, był tłumaczem naszej ekipy. Opowiadał, że podczas wojny zgłosił się jako pilot do polskiego dywizjonu lotniczego w Anglii, a następnie wyjechał do Stanów i brał udział w nalotach na Japonię. Po wojnie został w Tokio, ożenił z Japonką. Znał więc dobrze polski, angielski i japoński…

- Chodziliśmy po mieście w strojach olimpijskim oczywiście z godłem Polski. Ludzie często podchodzili do nas. Wskazywali dłonią na orła, na napis Polska, pytając co to oznacza. Gdy tylko powiedziało się Porando, z miejsca się uśmiechali od ucha do ucha, poklepywali nas z czułością, obdarowywali różnymi drobiazgami. Tak samo mili byli kajakarze japońscy i ich szkoleniowcy. Zapytałem kiedyś jednego z nich dlaczego są tacy w stosunku do nas. Odpowiedział, że po pierwsze dlatego, że jesteśmy narodem żołnierzy tak jak oni, a po drugie mamy Chopina…

Kajakowa reprezentacja Polski w Tokio. Marian Rapacki trzeci z prawej

- Otwarcia nie zapomnę do końca życia. Otwarcie igrzysk dokonał cesarz Japonii. Cały stadion był wypełniony ludźmi, przysięga, wciągnięcie flagi olimpijskiej. Gdy podczas zapalenia znicza spojrzałem na twarze osób stojących obok mnie, to widziałem jak w zwierciadle co oni w tym momencie czują. Na niejednej twarzy widziałem łzy. Ja miałem serce pod gardłem…

- Po trzech dniach pobytu nasi kadrowicze wyznali mi, że są głodni. Udałem się w tej sprawie do dyrektora wioski. Uzgodniliśmy, że kucharze mają nam kłaść tak dużo wskazanej potrawy, aż nie powie się dość. No i przyszliśmy po treningu na obiad. Pierwszy z naszych chłopaków pokazuje co chce zjeść. Japończyk nakłada, nakłada, nakłada, nakłada. Oczy mu wychodzą na wierzch z niedowierzania. W końcu nasz zawodnik mówi dość i wskazuje na następną potrawę, I tak dalej, i tak dalej, cała ekipa. Zanieśliśmy te nasze tace do stolików, a po chwili zjawili się wszyscy kucharze, patrząc co z tą furą jedzenia zrobimy. Wchłonęliśmy wszystko. Niektórzy poszli nawet po repetę, mimo że nie bardzo naszym zawodnikom to jedzenie smakowało. Nasi mili gospodarze przed olimpiadą co prawda wysłali swoich kucharzy na szkolenie w zakresie kuchni europejskiej, ale do Stanów Zjednoczonych…

- Niestety wróciliśmy z Japonii bez medali. Najlepszym osiągnięciem było siódme miejsce Danieli Pileckiej-Walkowiak w jedynce i ósme dwójki Pilecka/Izabella Antonowicz. Pozostali nie weszli do finału. Nie byłem zadowolony z tych wyników, to jasne. Było tego parę przyczyn. Na przykład Daniela nie przyznała się, że była już w ciąży, a Stefan Kapłaniak zachorował tuż przed wyjazdem do Tokio. Do tego zmiana godzin, aklimatyzacja, stres przedstartowy…

Tablica pamiątkowa Mariana Rapackiego na olsztyńskiej przystani kajakowej

- Od tamtej olimpijskiej wyprawy do Japonii minęło wiele lat. W tym okresie odbyło się osiem kolejnych igrzysk. Każde następne różniły się od poprzednich. Byłemu trenerowi kadry polskich kajakarzy i nie wszystkie zmiany przypadły do gustu. Niepokoi mnie, że do sportu wkradła się polityka. W Japonii można było się jeszcze swobodnie poruszać, wychodzić i wchodzić do wioski, bez obstawy. Później wioski były prawie jak więzienia, zagrodzone, bez prawa wejścia dla odwiedzających. Zło zaczęło od Meksyku w 1968 roku, kiedy to amerykańscy Murzyni trzymali podniesione ręce z zaciśniętymi dłońmi na znak protestu przeciwko segregacji rasowej. Potem przyszło tragiczne Monachium i trupy w wiosce olimpijskiej. Następnie okrojone olimpiady w Moskwie i Los Angeles. Sport powinien być czysty, bez polityki. Przecież idea olimpijska głosi braterstwo i pokój. Nie podoba mi się również inwazja zawodowców na igrzyska. Nie tak dawno pozbawiano medali olimpijskich zawodników, którym po latach udowodniono, że na sporcie zarobili na przykład 60, a czasem nawet mniej dolarów. Teraz wszystko poszło w przeciwną stronę. No i największa zmora współczesnego sportu: sztuczny doping. To nie ma nic wspólnego z olimpijską ideą fair play…

* * *

Marian Rapacki urodził się w 1919 roku w Płocku. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Uczestnik ruchu oporu w: Polskim Związku Powstańczym, Związku Walki Zbrojnej, Armii Krajowej. W Olsztynie od 1945 roku. Były pracownik Państwowego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Olsztynie, a od 1947 roku w Giżycku. Inicjator i organizator wyczynowego żeglarstwa, sportu bojerowego i kajakarstwa na Warmii i Mazurach. W latach 1955-64  jeden z trenerów kadry narodowej kajakarzy. Od 1961 do 1976 roku kierownik sekcji i trener kajakarzy OKS i Stomilu Olsztyn. 1977-79  szef wyszkolenia Wojewódzkiej Federacji Sportu w Białymstoku (pod koniec 1979 roku WFS w Olsztynie). Od 1980 roku na emeryturze. Organizator Wojewódzkiego Klubu Olimpijczyka oraz Olsztyńskiego Muzeum Sportu. 26 maja 2004 roku władze Olsztyna nadały mu tytuł honorowego obywatela miasta. Zmarł 19 kwietnia 2009 roku. 20 października 2009 roku jego imieniem uhonorowano Muzeum Sportu w Olsztynie.

Lech Janka

Galeria

Komentarze (3)

Dodaj swój komentarz

  • Ale 2021-01-02 19:41:22 5.172.*.*
    Redaktor zarobił kilka złotych.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 4 0
  • I co 2021-01-02 14:15:09 5.172.*.*
    Portal nie lubi krytyki i kasuje komentarze.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 5 0
  • Mam dylemat 2021-01-02 13:46:28 5.172.*.*
    Może zmarłym trzeba trzeba dać spokój. Szczególnie, że nie mogą już autoryzować materiału.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 4 0

www.autoczescionline24.pl