Scena teatru, który przed stu laty miał być pomnikiem lojalności wobec niemieckiego państwa - „Treudank” to „wdzięczność za wierność” (niem. Treue – wierność, Dank – podziękowanie) - stała się miejscem, gdzie zabrzmiała opowieść o największej klęsce zakonu krzyżackiego – bitwie pod Grunwaldem. Klata od początku gra na napięciu między monumentalnym mitem narodowym a współczesnym językiem scenicznym. Widz dostaje więc nie rekonstrukcję Matejkowskiego obrazu, lecz zderzenie historii z teraźniejszością, ironii z patosem, rockowego riffu z rycerską zbroją.
Ponadczasowość tej inscenizacji podkreślają także stroje rycerzy, przypominające bardziej kostiumy z „Gwiezdnych wojen” Lucasa niż odzienie XV-wiecznych zbrojnych. Poruszają się oni po scenie stylizowanym, niemal rytualnym krokiem — bo przecież nie o komiksową wierność realiom epoki tu chodzi, lecz o przypowieść, którą można odnieść do każdych czasów i każdej władzy. A całości dopełniają mocne akcenty kulturowe z różnych epok: od średniowiecznej „Bogurodzicy”, poprzez XIX-wieczną „Rotę” Marii Konopnickiej po XX-wieczny heavy metal w wykonaniu ikony tego gatunku, niemieckiej grupy Accept.
Scenografia jako przestrzeń pamięci
Już sam wygląd teatralnej sceny przed rozpoczęciem spektaklu sugeruje, że mamy do czynienia z inscenizacją o charakterze filozoficznej refleksji nad historią. Kurtyna jest odsłonięta, podłoga pusta a na tylnej ścianie świeci napis „Helfen, Wehren, Heilen” czyli: Pomagać, Bronić, Leczyć, wykonany historyczną czcionką Schwabacher, używaną w niemieckim obszarze językowym od czasów późnego średniowiecza.
To niezwykle symboliczne i wielowarstwowe — zarówno pod względem języka, jak i historii regionu. To nie tylko estetyczny element scenografii, ale też głęboko osadzony komunikat kulturowy. Pamiętajmy, że „Treudank” to nazwa niemieckiej inicjatywy z lat 20. XX wieku, będącej formą podziękowania państwa niemieckiego dla ludności Warmii i Mazur za opowiedzenie się w plebiscycie za przynależnością do Niemiec. W dokumentach i niemieckiej propagandzie używano formuły: „Dank den treuen Ermländern und Masuren” – wdzięczność wobec wiernych Warmiaków i Mazurów.
Treudank był jednak nie tylko gestem wdzięczności, ale także narzędziem politycznym — mającym umocnić niemiecką obecność kulturową i symboliczną w regionie. W ramach tej kampanii powstawały: pomniki, tablice pamiątkowe, wydarzenia propagandowe i edukacyjne oraz instytucje kultury - jak właśnie dzisiejszy Teatr Jaracza, wtedy Treudank-Theater, w konstrukcji którego widać elementy typowe dla niemieckiego modernizmu lat 20. XX wieku: monumentalną bryłę, reprezentacyjne wejście, klasycyzujące detale.
Helfen – może odnosić się do idei wspólnoty, pomocy narodowej, ale też do misji kultury jako formy wsparcia duchowego. Wehren – to obrona, zarówno militarna, jak i tożsamościowa; która w kontekście „Krzyżaków” nabiera dodatkowego znaczenia. Heilen – leczenie ran, pojednanie, odbudowa po konflikcie — może być odczytywane jako metafora dla niemieckiego regionu po wygranym przez Niemcy plebiscycie. To gra z pamięcią, z warstwami tożsamości, z tym, co zostało „odziedziczone” po Treudanku, a co dziś może być reinterpretowane.
Pusta, pozbawiona dekoracji, scena staje się w tym kontekście oprawą teatralnej dysputy historiozoficznej opartej na motywach kultowej powieści Henryka Sienkiewicza. Wystarczy naga ściana, by rzucać na nią archiwalne obrazy z września 1939 roku — nalotów Luftwaffe na Polskę czy słynnej sceny łamania polskiego szlabanu granicznego przez żołnierzy Wehrmachtu — oraz komunikaty wskazujące na zmianę miejsca akcji. Jeden z nich przenosi nas na zamek księcia mazowieckiego Janusza I Starszego, gdzie Zbyszko z Bogdańca spotyka Danusię — dwórkę księżnej Anny Danuty.
Dzieje zmagań polskiego rycerstwa z krzyżackimi najeźdźcami zna każde polskie dziecko ze szkolnych lekcji historii, wzmocnionych jeszcze lekturą Sienkiewicza. Ale przecież nie o kolejny wykład z tego przedmiotu chodziło jednemu z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych naszych czasów. Jan Klata, przy pomocy pochodzącej z Olsztyna krakowskiej dramatopisarki i prozaiczki Ishbel Szatrawskiej, wybrał z arcydzieła Sienkiewicza wyłącznie wątek tragicznej miłości Zbyszka z Bogdańca i Danusi Jurandówny, brutalnie zniszczonej przez knowania zakonnych braci. To wystarczyło, by pokazać przewrotność założonego w Palestynie Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie i jego zakłamanych rycerzy, nie wahających się przed najpodlejszą zbrodnią w imię realizacji swoich interesów.
Obserwujemy zatem skrót dobrze znanych z powieści Sienkiewicza losów bohaterów, którym towarzyszy znakomita gra aktorska i wyrazista, przemyślana narracja reżyserska. Pierwszy akt spektaklu kończy scena spotkania Zbyszka z Danusią w bezpiecznym zamku księcia Janusza, już po odbiciu jej z krzyżackich rąk — kiedy dziewczyna, naznaczona traumą porwania i niewoli, nie przypomina dawnej siebie. Nie przypomina sobie nawet w ogóle kim jest. To poruszający moment, w którym reżyser decyduje się zaprosić widzów na przerwę, pozostawiając ich w stanie głębokiego zawieszenia.
Grunwald w rytmie heavy metalu
A po przerwie, będąc jeszcze w emocjach Zbyszkowej tragedii, zostaliśmy rzuceni w wir jednego z największych starć zbrojnych średniowiecznej Europy. W interesująco zaaranżowanej scenie bitwy pod Grunwaldem potykali się w strojach polskich i krzyżackich prawdziwi współcześni rycerze - członkowie Bractwa Rycerskiego Warmińska Dzika Kompania, grupy rekonstrukcyjnej, która ćwiczy walki pełnokontaktowe. I oczywiście używa stalowych zbroi i strojów z epoki XIV - XV wieku.
Długa scena rycerskich pojedynków rozpoczęła się, zgodnie z duchem epoki, od świętej pieśni polskich rycerzy tamtych czasów: „Bogurodzicy”. Potem jednak towarzyszy już bitewnym zmaganiom niemiecki heavy metal z lat 80. „Balls to the wall” zespołu Accept, ikony tego gatunku, to dramatyczny protest przeciwko bezsensowi i okrucieństwu wojny, manifest buntu przeciwko opresji — zarówno politycznej, społecznej, jak i egzystencjalnej. Choć jego brzmienie jest surowe, a teksty brutalnie dosadne - „balls to the wall” dosłownie znaczy: „jajami do ściany”, tak ustawia się jeńców przed rozstrzelaniem ich - to pod powierzchnią kryje się głęboka nadzieja na wyzwolenie i wiara w siłę jednostki i wspólnoty.
Utwór powstał w 1983 roku, w czasach zimnej wojny, napięć społecznych i rosnącej frustracji wobec systemów władzy. Był odbierany jako hymn na rzecz wolności i równości, szczególnie w kontekście ruchów emancypacyjnych i antyautorytarnych. Accept nie owija w bawełnę — tekst mówi o: zbyt wielu niewolnikach na świecie, którzy umierają przez tortury i ból; strachu, który trzyma ludzi w miejscu; potępionych, którzy w końcu zerwą kajdany. To antywojenny krzyk, ale nie w formie lamentu — raczej metalowego wezwania do przebudzenia, do działania, do stawienia czoła tyranii.
A choć utwór jest pełen obrazów przemocy i zemsty, jego przesłanie nie jest nihilistyczne. Wręcz przeciwnie: One day the tortured will stand up and revolt against the evil — to obietnica, że ci, którzy byli uciskani, odzyskają głos, Sign of victory — pojawia się jako symbol nadziei, że walka nie jest daremna, Come on man, let’s stand up all over the world — to wezwanie do globalnej solidarności. Wolf Hoffmann, założyciel i gitarzysta grupy Accept, mówił w wywiadach, że utwór dotyczy praw człowieka i walki z uciskiem, a nie tylko agresji dla samej agresji. Wszak wyprawa polskiego wojska pod wodzą króla Władysława Jagiełły w roku 1410 była takim właśnie zrywem przeciwko nadciągającej z zachodu podstępnej potędze zakonu krzyżackiego.
Jan Klata z pewnością nie narzeka na brak zaproszeń od różnych teatrów w Polsce. Co pana skłoniło, by wybrać na kolejną produkcję właśnie olsztyński Teatr Jaracza? - zapytałem mistrza podczas popremierowego bankietu w foyer teatru.
- Dyrektor Paweł Dobrowolski mnie skłonił do tego i jego fantastyczny, genialny zupełnie pomysł, żeby zrobić stulecie Treudanku. No a potem, im dalej w las, tym bardziej entuzjastycznie było. Bo spotkałem niesamowity zespół fantastycznych aktorów, którzy potrafią stworzyć rolę samodzielnie, ale też fenomenalnie pracują jako grupa.
Tak pan zakomponował ten spektakl, że to jest właściwie przypowieść filozoficzna, która dzieje się w jakiejś przestrzeni metafizycznej. A ponadczasowe postacie dramatu ucharakteryzowano właśnie tak, żeby nie kojarzyć ich wyłącznie z XV stuleciem.
-To jest gdzieś wyprowadzone z jednej strony z idei stulecia tego teatru, a z drugiej strony sam tekst „Krzyżaków” Sienkiewicza opublikowany jeszcze w czasach zaborów Polski był reakcją na HaKaTę. I dodatkowo jeszcze był to pierwszy tekst wydrukowany w Polsce po II wojnie światowej. No i jeszcze jest to wciąż najbardziej popularny film w historii w polskiej kinematografii. Więc tych „naj” świadczących o tym, że gdzieś tam jest zawarty klucz do nas, do naszej zbiorowości jest bardzo dużo. No i staraliśmy się temu sprostać w sposób nowoczesny.
Piotr Mikołajczyk, członek starszyzny drużyny Warmińska Dzika Kompania, był na bankiecie nadal odziany w swoją ważącą 20 kg zbroję. Jak mi wyjaśnił, oczywiście cały układ choreograficzny bitwy został precyzyjnie ustalony z reżyserem i z choreografem, ale i tak: - Najtrudniejsze dla nas było to, że biliśmy się pomiędzy aktorami, którzy nie byli uzbrojeni. Cały czas musieliśmy mieć oczy dookoła głowy, żeby przypadkiem kogoś po prostu nie trafić - wyjaśnił.
Olsztyńska licealistka Maja wyraziła w rozmowie ze mną żal, że „Krzyżaków” Sienkiewicza usunięto już ze spisu lektur. — Po obejrzeniu spektaklu zamierzam tę książkę przeczytać - zapewniła. - Myślę, że będzie bardzo ciekawa, bardzo wciągająca. Sztuka też mi się bardzo podobała.
Kiedy w teatrze pracuje tej klasy reżyser, na premierowej widowni z pewnością nie zabraknie VIP-ów. A jako że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest jednym z patronów Teatru Jaracza, spotkałem w teatralnym foyer Hannę Wróblewską, wywodzącą się z Olsztyna byłą Ministrę Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Roberta Szewczyka, prezydenta Olsztyna oraz pochodzącego z Giżycka Macieja Wróbla, wiceministra kultury.
- Widać tutaj rękę starego, dobrego Klaty - zauważył Wróbel. - To jest pieczołowicie przygotowany spektakl, którego Olsztyn potrzebował. Fantastyczne kreacje olsztyńskich aktorów pod ręką mistrza Jana Klaty oraz cała inscenizacja sprawiają, że to jest sztuka na miarę XXI wieku pod każdym względem, naprawdę dla wymagającego odbiorcy. Hanna Wróblewska zdradziła mi z kolei, że właśnie w Teatrze Jaracza kształtowała swoją wrażliwość teatralną: — Tutaj oglądałam swojego pierwszego Hamleta, pierwszego Kordiana, a teraz przepiękne dzieło Jana Klaty, które pokazuje, jak bardzo są „Krzyżacy” wdrukowani w naszą kulturę.
Autorem pomysłu, żeby właśnie teraz przygotować premierę „Krzyżaków”, jako swego rodzaju odpowiedź na „Fausta”, którym Treudank-Theater zainaugurował swoją działalność w tym samym budynku sto lat temu, był dyrektor Teatru im. Stefana Jaracza, Paweł Dobrowolski:
- Pierwszy przyszedł mi do głowy właśnie Henryk Sienkiewicz, który w czasie zaborów był dla nas wieszczem piszącym „ku pokrzepieniu serc”. I wiedziałem, że jak weźmie ten temat Jan Klata, to nie będzie to wtedy żadna laurka, tylko niezwykła produkcja artystyczna. I chcieliśmy także, żeby w produkcję z okazji stulecia teatru zaangażować naprawdę wszystkich pracowników teatru, wszystkie pracownie. I wydaje mi się, że pomysł, żeby wystawić właśnie „Krzyżaków” w Olsztynie w stulecie teatru to jest coś bardzo w duchu tego, co Jan Klata robi od lat w różnych teatrach. I jest ten spektakl tutaj i teraz bardzo na miejscu.
* * *
Jan Klata (ur. 1973 w Warszawie) – reżyser teatralny, dramaturg, publicysta. Jeden z najgłośniejszych twórców polskiego teatru XXI wieku, znany z odważnych reinterpretacji klasyki i łączenia historii z popkulturą. W latach 2013–2017 dyrektor naczelny i artystyczny Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Od 2025 roku kieruje Teatrem Narodowym w Warszawie. Jego spektakle wystawiano m.in. w Berlinie, Wiedniu i Moskwie. Laureat wielu nagród teatralnych, m.in. Paszportu „Polityki” (2006).
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz