Data dodania: 2008-02-19 20:14
Czy olsztyńska siatka się podniesie
Co dzieje się z olsztyńskimi siatkarzami? Dlaczego sowicie opłacani gwiazdorzy zawodzą kolejny rok? - Zarząd Mlekpolu AZS źle dobiera zawodników i wtrąca się w pracę trenera - uważa Piotr Koczan, wychowanek i były zawodnik akademików
Władze Mlekpolu zwołały w niedzielę, dzień po porażce z Resovią, radę nadzorczą i zarząd klubu, by znaleźć przyczyny słabszych występów. Skończyło się na zatrudnieniu tłumacza (lepiej późno niż wcale - w drużynie jest przecież czterech obcokrajowców), bo okazało się, że jest zbyt wiele nieporozumień w zespole. Wyznaczono także osobę do bezpośrednich kontaktów z siatkarzami, gdyż podobno jest niezbędna do porozumiewania się zawodników z działaczami. - Dzień później widziałem się także z siatkarzami, byli bardzo sympatycznie przygotowani do spotkania - mówi prof. Ryszard Górecki, prezes Mlekpolu AZS, rektor Uniwersytetu-Warmińsko Mazurski. - Była moja przemowa mobilizacyjna, powstał też plan przygotowań, wyznaczyliśmy pewne warunki, ale tego nie chcemy ogłaszać. Coś tam w ich głowach zachwiało się, ich psychika okazała się słabsza niż mistrzowskie umiejętności. Zawodnicy wręcz złożyli przyrzeczenie, że dadzą z siebie wszystko w kolejnych meczach. Myślałem, że atmosfera w klubie jest gorsza, a jest całkiem dobrze. Nie chciałem im już mówić, że zależy nam mniej na meczu z Modeną niż na lidze, ale trudno nakazać zawodnikom, żeby nie grali [w środę zmierzą się w Uranii z Włochami w ramach europejskich pucharów - red.].
Czy w olsztyńskim zespole rzeczywiście jest tak przyjemnie? Musi być jakaś przyczyna, która powoduje, że do AZS ściągani są zawodnicy z najwyższej półki za duże pieniądze (np. Piotr Gruszka), którzy traktują Olsztyn jako krótki przystanek w karierze, gdzie mogą dobrze zarobić. Dlaczego podpisuje się dwuroczny kontrakt z Marcinem Lubiejewskim, wcześniej nie sprawdzając, czy zdrowie pozwala mu w ogóle grać (z powodu przeciążenia stawów kolanowych przez pierwszy sezon praktycznie nie mógł występować)?
- Co dzieje się z olsztyńską drużyną, to dobre pytanie - przyznaje Waldemar Wspaniały, który w sezonie 2005/06 przejął AZS Olsztyn, po tym, gdy z zawodnikami nie mógł poradzić sobie trener Grzegorz Ryś. - Do końca nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo raz grają dobry mecz, a kilka dni później w fatalnym stylu przegrywają. Nie ma co ukrywać, że w drużynie jest jakiś problem, ale to sami trenerzy i zawodnicy muszą to rozstrzygnąć.
Więcej do powiedzenia ma Piotr Koczan, wychowanek i były siatkarz AZS, srebrny medalista mistrzostw Europy z drużyną Huberta Wagnera. - Kiedy ja grałem pod koniec lat 70. i na początku 80., większość drużyny AZS oparta była na wychowankach - mówi wprost. - Uważam, że to była dobra polityka klubu i trenerów, bo starali się maksymalną ilość zawodników wprowadzić z tzw. własnego chowu. Byli reprezentantami Polski juniorów i seniorów, a w każdym klubie, do którego ewentualnie odchodzili z AZS, byli podstawowymi graczami. W tej chwili ta kolejność się odwróciła, skupiono się na ściągnięciu armii zaciężnej.
Zdaniem Koczana zarząd Mlekpolu AZS powinien zwolnić Bogusława Cieciórskiego, prezesa spółki Piłka Siatkowa AZS UWM S.A. - Pan Cieciórski nie może ingerować w sprawy trenera i oceniać siebie jako najlepszego fachowca od siatkówki. Tym bardziej że jako szkoleniowiec nic nie osiągnął. A to on zajmuje się kontraktami i ocenia zawodników czy mogą grać, czy nie. Uważam, że w Olsztynie trzeba człowieka z zewnątrz, trenera z zagranicy, który nie będzie znał tego środowiska, tych układów w klubie i zależności.
Wychowanek olsztyńskiego klubu nie jest ulubieńcem obecnych władz. - Od dwóch lat nie chodzę na mecze. Dlaczego? Bo powiedziano mi, że ja nie jestem wybitnie zasłużony dla olsztyńskiej siatkówki - dodaje Koczan [m.in. brązowy medalista w mistrzostwach Europy juniorów; srebrny medalista mistrzostw Europy z 1983; mistrz Polski z 1978; późniejszy wicemistrz kraju; trzykrotnie brązowy medalista, wszystko w barwach AZS Olsztyn - red]. - Rozegrałem 68 meczów w reprezentacji Polski seniorów, ale według zarządu spółki i prezesa Cieciórskiego, za mało osiągnąłem dla tego klubu, żeby nawet być zapraszanym na mecze.
W podobnej sytuacji jest wielu byłych zawodników takich jak Tomasz Miller czy Bogusław Pachniewicz.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz