Dziś jest: 29.03.2024
Imieniny: Eustachego, Helmuta
Data dodania: 2020-01-06 09:00

Aleksandra Szczepaniak

''To jest po prostu biznes. To jest jak cyrk''. Byli pracownicy krytycznie o olsztyńskiej papugarni [ZDJĘCIA]

''To jest po prostu biznes. To jest jak cyrk''. Byli pracownicy krytycznie o olsztyńskiej papugarni [ZDJĘCIA]
Olsztyńska papugarnia przy ulicy Lubelskiej
Fot. archiwum Olsztyn.com.pl

Niedawny skandal w olsztyńskiej papugarni nadal zbiera swoje żniwo. Na jaw wychodzą jednak nowe fakty, gdy w wywiadzie z nami głos zabierają byli pracownicy tego miejsca. Poruszają temat nie tylko szczurów, kotów czy chorych ptaków. Okazuje się, że papugarnia w Olsztynie skrywa o wiele więcej tajemnic.

reklama

O nieprawidłowościach w papugarni w Olsztynie pisaliśmy już w artykule: Skandal w papugarni w Olsztynie. Czy przebywają tam zakażone zwierzęta? Okazuje się jednak, że wówczas była to zaledwie część prawdy. O tym, jak wyglądała codzienność tego miejsca, opowiedzieli nam byli pracownicy papugarni.

Jak długo pracowaliście w papugarni?

W. M.: Ja pracowałam półtorej roku.

T. S.: U mnie z kolei było to pół roku.

Dlaczego zdecydowaliście się podjąć pracę w papugarni? Czy było to spowodowane waszymi zainteresowaniami? Czy mieliście wcześniej do czynienia z tego typu pracą?

W. M.: Ja szukałam pracy, którą będę mogła pogodzić z zajęciami na studiach. Chciałam, żeby miała elastyczny grafik i papugarnia mi to umożliwiała.

T. S.: Ja z kolei szukałem pracy dorywczej, która pomogłaby mi pogodzić ją z innymi zajęciami. Na początku okazała się być bardzo sympatyczna, bo zajmowałem się zwierzętami, w dodatku nietypowymi.

Czyli to nie tak, że było to zgodne z waszymi zainteresowaniami?

W. M.: Nie. Ja przychodząc do pracy o papugach nie wiedziałam kompletnie nic.

T. S.: Ja tak samo. Nie wiedziałem nawet, że podobne miejsce istnieje w Olsztynie.

Nie był to wymóg, abyście posiadali wiedzę na temat tych ptaków?

Oboje: Nie.

Czy zostaliście w związku z tym przeszkoleni? Wiedzieliście jak zajmować się tymi zwierzętami?

W. M.: Koleżanka, która już nie pracuje, wdrożyła mnie w to wszystko. Pozapraszała mnie na różne strony internetowe, na Facebooku, które stricte zajmują się papugami. Wiedzę czerpałam właśnie stamtąd i od niej.

T. S.: Ze mną było podobnie. Jakąkolwiek wiedzę zdobywałem od pracowników. Na własną rękę musiałem szukać tych informacji.

Czy zapewniono wam dodatkowe, specjalistyczne szkolenie potrzebne do pracy z tego typu zwierzętami?

W. M.: Nie było żadnego szkolenia, nawet BHP.

T. S.: Powinniśmy mieć szkolenia, ale i dowiedzieć się, co nam ewentualnie grozi. To są ptaki egzotyczne, mogą dziobnąć, zadrapać, skaleczyć. W takich sytuacjach też nie wiedzieliśmy, co robić. Nie zostaliśmy o tym poinformowani.

Papugi to bardzo inteligentne zwierzęta. Czy w momentach, kiedy nie było zwiedzających widać było u nich oznaki znudzenia i jakąś frustrację?

T. S.: Było to bardzo widać, kiedy sezon letni się skończył. Wtedy my, jako pracownicy, staraliśmy się nimi zajmować, kupowaliśmy im zabawki.

W. M.: Przez tą nudę dochodziło też do walk między ptakami. Ogólnie w papugarniach trzymane są gatunki, które nie powinny być razem w jednym pomieszczeniu, bo w naturze nigdy by się nie spotkały. Przez to jedne atakują drugie.

Jakich jeszcze nieprawidłowości byliście świadkami. Czy mogły one powodować sytuacje zagrażające papugom?

W. M.: Na sali było strasznie zimno, w upał z kolei za gorąco, przez co papugi nie miały nawet siły podlatywać do ludzi. Teraz, gdy przychodzą mrozy, jest tragedia. My sami siedzieliśmy czasami w bluzach i w kurtkach, więc wyobrażam sobie, jak musiały cierpieć papugi. Przez to przeziębiały się i kichały.

Wszystkie zdjęcia: archiwum prywatne

Czy właściciel reagował?

T. S.: Pisaliśmy raporty, które były dobowym podsumowaniem tego, co wydarzyło się danego dnia i czekaliśmy na odpowiedź. Ciężko było mówić natomiast o jakichś zmianach. Pewne warunki nie były takie, jakie powinny być.

W. M.: Pomimo zgłoszeń, że jest zimno, nic się nie zmieniało. Tak samo latem.

Czy właściciel był na miejscu i widział, co się dzieje?

W. M.: Właściciela często nie było. Przyjeżdżał na parę dni. Czasami nie było go nawet dwa tygodnie, inni nie widzieli go przez miesiąc. O tym, co dzieje się w papugarni mógł wiedzieć tylko od nas.

Papugarnie prawnie uznawane są za tak zwane „wystawy ptaków”, a nie miejsca, gdzie na co dzień przebywają zwierzęta. Przez to nie ma przepisów mówiących o warunkach, które to papugi powinny mieć zapewnione. Dało się to zauważyć?

W. M.: Jak najbardziej. Nie ma żadnych przepisów, które regulują jaka ma być temperatura, dieta dla papug, nie ma nic. Można robić tak naprawdę co się chce .

T. S.: To jest biznes i zapewne chodzi o pieniądze, dlatego także pomimo naszych skarg warunki w papugarni się nie zmieniały.

Nawiązując do głośniej niedawno sprawy chalmydiozy u papug, czy byliście na miejscu w momencie, kiedy choroba została wykryta?

W. M.: Kiedy przyszłam do pracy, w izolatce były już papugi, które przyjechały z innej papugarni, gdzie wcześniej wykryto u nich chorobę. Były już podobno zdrowe, jednak ja nie widziałam żadnych wyników badań. Zostały wypuszczone na wolierę, do innych papug. Po paru miesiącach przyszła weterynarz i zauważyła, że niektóre ptaki „źle wyglądają”. Zamknęliśmy je w izolatce, pobrano próbki i wyszło, że są chore na papuzicę, czyli chlamydiozę. Leczone były, ale nie przyniosło to efektów. Od tamtej pory cały czas siedzą w izolatce.

Ile papug jest chorych?

W. M.: Cztery, z tym że nie wiemy, jak jest z resztą. Badania miały robione tylko te, u których wystąpiły niepokojące objawy, czyli potencjalnie wszystkie mogą być chore.

Jak na wieść o chorobie zareagował właściciel? Czy był skory, aby zająć się zwierzętami?

T. S.: Słuchał pani weterynarz i można właściwie powiedzieć, że na tym skończyła się jego rola. Niby papugi były leczone, jednak po czasie okazywało się, że nadal są chore. Podobno spowodowane było to niepoprawnym leczeniem. Zdarzało się tak, że to my musieliśmy podawać im zastrzyki, a nie jesteśmy weterynarzami. Po prostu staraliśmy się powtarzać po pani weterynarz, bo kierowaliśmy się dobrem papug. Robiliśmy wszystko, żeby im pomóc.

W. M.: Potem wina spadała na nas, że to pewnie my źle podaliśmy zastrzyk, dlatego te papugi są w dalszym ciągu chore. Dalej nic z tym nie zrobiono.

A jak traktował Was właściciel?

W. M.: Ogólnie dobrze. Ja złego słowa nie mogę o nim powiedzieć.

T. S.: Ja również.

Czyli to nie jest tak, że odeszliście ze względu na jakieś pobudki personalne?

T. S.: Absolutnie, nie jest to wymierzone w szefa. Nie podobały nam się warunki, jakie tam panowały, tym bardziej, że się mocno z zżyliśmy ze zwierzętami. Papugi nas rozpoznawały, nawiązaliśmy z nimi bardzo przyjazne relacje. Niesamowita sprawa. Niestety jednak musieliśmy odejść.

Opowiedzcie o historiach, jakie się przydarzyły w papugarni. Czy dochodziło do jakichś niebezpiecznych sytuacji?

W. M.: Tak. Kończyłam pewnego dnia zmianę i usłyszałam przeraźliwy krzyk jednej z papug. Wybiegłam na wolierę i zauważyłam, że Aleksandretta została mocno podziobana przez afrykanki. Uważamy, że te ptaki nie powinny być z innymi w papugarni, bo są zbyt agresywne. Aleksandretta została tak zmasakrowana, że ledwo uszła z życiem. Zadzwoniłam po panią weterynarz. To było już po zamknięciu papugarni, także jakbym wyszła parę minut wcześniej, to możliwe, że podziobałyby ją na śmierć. Weterynarz przyjechała i zapytała mnie przede wszystkim, dlaczego jestem na zmianie sama. Powinno być nas co najmniej dwoje, żeby jeden podał zastrzyk ratujący życie, a drugi trzymał papugę. W takiej sytuacji sama niewiele mogłam zrobić. Dobrze że weterynarz się pojawiła, bo inaczej papuga by umarła. Ale były też inne niebezpieczne sytuacje. Pracownicy wysyłali nam zdjęcia krwiaków i ran, które zrobiły im papugi. Ja sama parę razy zostałam dziobnięta w okolicę oczu. Na szczęście, nic mi się nie stało.

Źródło: archiwum prywatne

Zostaliśmy także poinformowani o incydencie, kiedy podano papugom pewną „tajemniczą substancję”. Co to było i jak zachowywały się zwierzęta po jej zażyciu?

W. M.: To był straszny dzień. Zawsze gdy przychodziliśmy do pracy, papugi krzyczały, bo wiedziały, że zaraz będzie jedzenie. Tym razem panowała kompletna cisza. To było przerażające. Tego samego dnia mieliśmy też wycieczkę. W papugarni był wtedy również szef. Wyszliśmy na wolierę i zauważyliśmy, że szczególnie ary były otumanione. Ciągnęliśmy je za ogon, żeby spowodować u nich jakąś reakcję, ale nic się nie stało. Widzieliśmy też, jak papuga próbuje przejść z żerdki na żerdkę, mało przy tym nie spadając. Byliśmy roztrzęsieni. Jeżeli chodzi o tę substancję, to wiemy jedynie, że właściciel podszedł do naszej koleżanki i powiedział, że jakąś tam substancje podał, ale nie wiemy, co to dokładnie było. Powiedział też, że podał tego „za dużo” i że miało to zadziałać na ich układ nerwowy. Wszystko trwało cały dzień. Ary nie zlatywały do nas, ani na jedzenie. Kompletnie nie było z nimi kontaktu. Dopiero pod koniec dnia zaczęło im przechodzić.

A jak wyglądała sprawa z kotami w papugarni? W jakim celu i skąd pojawiły się one w tym miejscu?

W. M.: Trudno powiedzieć, skąd one tak naprawdę się wzięły. Najpierw mówiono, że zostały wzięte z działek, ale potem znaleźliśmy umowę ze schroniskiem.

T. S.: Ogólnie koty miały spełniać rolę „łowców szczurów” (śmiech). Mieliśmy problem z gryzoniami, ale załatwiliśmy fachowców, którzy się tym zajęli. Na wszelki wypadek szef postanowił jednak skorzystać z nieco bardziej niekonwencjonalnych metod i przyniósł koty. Miały się one „zaprzyjaźnić” z papugami, ale przede wszystkim zwalczać te szczury.

W. M.: Trutki na szczury zostały rozłożone i problem zniknął, ale po zjedzeniu całego zapasu, szczury znowu zaczęły się pojawiać. Dlatego trzeba było pomyśleć o „alternatywie”, bo wiadomo, usługi fachowca kosztują.

Źródło: archiwum prywatne

Czy szczury zagrażały bezpośrednio papugom?

T. S.: Zdarzało się, że znajdowaliśmy je na wolierze, ale najczęściej w izolatce.

W. M.: Tak, w izolatce były często i jedna papuga przypłaciła to życiem. Szczury ją zagryzły i rano znaleźliśmy jedynie pęczek piór. Dopiero wtedy dostaliśmy pozwolenie na znalezienie pana, który zajmie się szczurami.

Źródło: archiwum prywatne, Facebook: Charlie i Paris moje kochane Ary. Intelligent and Beautiful Pet Birds.

Dlaczego zdecydowaliście się odejść?

W. M.: Ja złożyłam wypowiedzenie, bo znalazłam inną pracę.

T. S.: Ja też zdecydowałem się odejść, bo nie podobały mi się warunki, w jakich żyły papugi.

Dostawaliście od właściciela SMS-y, w których oskarżał Was o działanie na szkodę interesu oraz szkalowanie. Jakie działania podjęliście?

T. S.: Absolutnie nie podejmowaliśmy żadnych działań, które wymierzone były w działalność papugarni lub osobiście w szefa. Chcieliśmy jedynie, żeby po naszym odejściu ptakom nie działa się krzywda. Postanowiliśmy więc zgłosić sprawę do stowarzyszenia, które zna się na ptakach egzotycznych. Dalej postępowaliśmy zgodnie z ich zaleceniami. My nie zrobiliśmy nic, co zagroziłoby szefowi, natomiast jego zachowanie, już pod koniec naszej pracy w tym miejscu, nie było wobec nas w porządku.

Źródło: Facebook - Charlie i Paris moje kochane Ary. Intelligent and Beautiful Pet Birds.

Czego życzycie papugarni?

W. M.: My chcemy jedynie, aby papugi, które tam przebywają, miały dobre warunki, jeżeli w ogóle papugarnie są w stanie je zapewnić. Chcemy też, żeby wszystkie zostały przebadane. My także musimy się zbadać, bo jednak mieliśmy z nimi kontakt. Cieszymy się, że w papugarni nie ma już kotów i królików, bo również cierpiały.

Źródło: Facebook - Charlie i Paris moje kochane Ary. Intelligent and Beautiful Pet Birds.

Dziękuję za rozmowę.

23 grudnia Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Olsztynie wydał oświadczenie w sprawie papugarni w Olsztynie. Na miejscu przeprowadzono kontrolę oraz podjęto odpowiednie działania.

Rozmówcy chcieli pozostać anonimowi, dlatego ich inicjały zostały zmienione.

Tagi: papugarnia

Komentarze (5)

Dodaj swój komentarz

  • M. 2020-01-09 22:02:38 188.147.*.*
    Dlaczego rozmówcy pozostali anonimowi, skoro nie mają nic na sumieniu i nie chcą zaszkodzić byłemu pracodawcy? Pracowałam tam i z tego co wiem Szef nie dał im godzin w grafiku z różnych względów... a nie zwolnili się sami...
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 2 1
  • ceuygrek 2020-01-07 12:07:43 80.53.*.*
    w tym miescie ktore nie jest widoczne na wiekszych mapach nawet krajowyhh maja jakas papugarnie z ptakami egzotycznymi . My z dupami sie w ladowanie Kaliningradu nie wpierdalamy, poruszmy sie poprzecznymi drogami, np do lublina przez torun.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 0 0
  • Smutne 2020-01-07 08:08:23 5.173.*.*
    Typowy Janusz biznesu który traktuje zwierzęta jak rzeczy które mają przynosić mu zysk. Bardzo to smutne a najsmutniejsze, że ludzie chodzą i wspierają taki "biznes". Taka sama patologia jak cyrki, zdjęcia z wężami/małpami itp. Ludzie to bardzo dziwny gatunek który dla pustej rozrywki potrafi krzywdzić inne czujące zwierzęta.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 13 0

www.autoczescionline24.pl