Aż 28 proc. chłopców i 22 proc. dziewcząt w ostatnich klasach szkoły podstawowej ma nadmierną masę ciała – wykazało wstępne badanie stanu odżywienia, poziomu aktywności fizycznej i nawyków żywieniowych polskich uczniów zrealizowane na zlecenie Instytutu żywności i żywienia.
Resort zdrowia chcąc walczyć z otyłością wśród dzieci w Polsce, ustalił listę produktów, które można dziś sprzedawać w małych, szkolnych sklepikach.
Od początku nowego roku szkolnego, zgodnie z nowymi przepisami w sklepikach nie można już kupić chipsów, pączków, słodzonych napojów, czy czekoladowych batoników. Dostępne mogą być za to np. suszone owoce, kanapki z razowego lub pełnoziarnistego chleba, owoce, woda i soki owocowe.
''Mogą'' jest tu słowem kluczowym, bo okazuje się, że wiele sklepików szkolnych, również w Olsztynie świeci pustkami, a ich właściciele postanowili zawiesić działalność lub z niej zrezygnować.
Takie informacje dotarły już do prezydenta Olsztyna.
- Docierają do nas takie niepokojące sygnały - mówił Piotr Grzymowicz. - Prowadzący sklepiki muszą stworzyć odpowiednie zaplecze, a nie są w stanie ponieść dodatkowych kosztów, bo i tak działają na granicy opłacalności – mówił prezydent miasta.
Prezydent Piotr Grzymowicz spotkał się więc z dyrektorami olsztyńskich szkół, którzy są zdeterminowani by utrzymać sklepiki w swoich placówkach, nawet kosztem tymczasowego zawieszenia pobierania opłat za najem lokali.
Jak informuje Urząd Miasta Olsztyna prawnicy mają teraz przygotować i przedstawić prezydentowi możliwe rozwiązania i sposób postępowania, który pozwoli zatrzymać falę zamykania sklepików szkolnych.
Przypomnijmy, że osoby nie stosujące się do rozporządzenia Resortu Zdrowia, a więc sprzedające produkty spoza ''zdrowej'' listy ministerstwa podlegają karze pieniężnej w wysokości do 5 tysięcy złotych, jednak nie mniejszej niż tysiąc złotych. Kontrole w szkołach prowadzi inspekcja sanitarna.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz