Dziś jest: 16.05.2025
Imieniny: Andrzeja, Jędrzeja
Data dodania: 2025-05-16 10:38

Łukasz Czarnecki-Pacyński

Na olsztyńskiej scenie Czechow wsparty nagością

Na olsztyńskiej scenie Czechow wsparty nagością
Kadr ze sztuki "Mewa"
Fot. Bartek Warzecha

Na deskach teatru im. Stefana Jaracza kolejna premiera. Tym razem „Mewa” Antoniego Czechowa. A na widowni ważni goście, senator Gustaw Marek Brzezin - poprzednio marszałek naszego województwa oraz prezydent Olsztyna, Robert Szewczyk.

reklama

„Mewa” przyniosła Antonowi Czechowowi sławę w roku 1898, kiedy słynny Konstanty Stanisławski, ojciec współczesnego aktorstwa, wystawił ją w jednym z moskiewskich teatrów. To opowieść o niespełnionych marzeniach, toksycznych relacjach, przemijaniu i trudnościach w realizacji artystycznych ambicji, ukazująca złożoność ludzkich emocji i pragnień. Bohaterowie miotają się w swoich niespełnionych pragnieniach i nieszczęśliwych miłościach, często stając się ofiarami własnych słabości i okrutnego losu, podobnie jak bezbronna mewa, zastrzelona bez żadnej potrzeby przez jednego z bohaterów, który wyraził w ten sposób swoją życiową frustrację.

Spektakl wyreżyserował Igor Gorzkowski z warszawskiego teatru Ochoty, znany z kilku wcześniejszych inscenizacji w teatrze Jaracza. W swojej interpretacji dramatu Czechowa odrzucił sztafaż tamtej epoki, w rodzaju długich sukien u pań czy surdutów i cylindrów u panów. Stanęli przed nami po prostu ludzie, wciąż grający te same od początku świata role. Odkrywamy wtedy, że tamci XIX-wieczni bohaterowie niczym się przecież właściwie od nas nie różnią. Tak samo, jak my, kochają bez wzajemności i tak samo przeżywają męki artystycznego niespełnienia. I tak samo strzelają sobie w łeb w chwili słabości.

Ponadczasowość olsztyńskiej inscenizacji podkreśla także snujący się po scenie Czas, postać, którą wystylizowano nieco na modłę bohaterów commedia dell’arte. Wszak to, co wydarzyło się dawno, może dziać się także teraz. I do tego jeszcze Wariacje Goldbergowskie Bacha, podkreślające nastrój głębokiego smutku, tęsknoty.

Na tym się, niestety, odkrywczość inscenizacji Gorzkowskiego kończy. Poddał on nas wszystkich dość mocnej próbie, każąc czekać półtorej godziny, do końca pierwszego aktu. Konieczność „wysiedzenia” tak długiego czasu, na niezbyt wygodnym krześle, kiedy na scenie nie dzieje się nic zajmującego, staje się dla widza wyzwaniem. Dopiero po antrakcie spektakl nabrał tempa. Dialogi zaczęły skrzyć się dowcipem. Na dodatek aktorka (Marzena Bergmann), grająca jedną z bohaterek, pokazała nieco... roznegliżowanego ciała. To na teatralnych deskach w Polsce nic nowego. Dwadzieścia lat temu Polski Teatr Tańca w Poznaniu pokazał spektakl ruchu "Strajk", w którym aktorzy występowali nago, wzbudzając dyskusję na temat roli teatru we współczesnej kulturze.

Wychodząc z sali po spektaklu odczuwałem pewien niedosyt. Znakomity drugi akt nie zatarł niestety niezbyt pozytywnych reminiscencji po przydługim i niezbyt interesująco zaaranżowanym pierwszym. Może wystarczyłoby tu po prostu zrezygnować z części dialogów? Stara zasada: „mniej znaczy więcej” mogłaby pokazać wtedy ponadczasowość swojego przesłania.

A popremierowy bankiet był kolejną okazją do kuluarowych rozmów i wymiany wrażeń na temat obejrzanego spektaklu, w doborowym towarzystwie. Kilku rozmówców podzieliło moje wątpliwości na temat pierwszego aktu, co dedykuję twórcom olsztyńskiej inscenizacji. Wszak dzieło teatralne jest zawsze in statu nascendi i w każdym momencie jest możliwa odpowiednia jego korekta.

Galeria

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz


www.autoczescionline24.pl