Astronomka z wykształcenia, mieszkanka Olsztyna z wyboru i malarka z zamiłowania – całe życie balansowała między dwoma światami: nauką i sztuką: - Zawsze spoglądałam ku górze - mówi, uśmiechając się. – Najpierw były to gwiazdy, teraz są góry.
Jej miłość do obrazów nieba zaczęła się jeszcze w dzieciństwie. Urodziła się w Gliwicach, gdzie jej dziadkowie zostali przesiedleni ze Lwowa, po powojennej zmianie granic. Kiedy miała pięć lat, tata zabrał ją wieczorem na dolnośląską łąkę, by podziwiać „gwiezdny spektakl” na wiosennym niebie. Wspomnienie tej chwili pozostało w niej na całe życie – to właśnie wtedy, spoglądając na gwiazdy, poczuła się „zaczarowana” przez niebo. To wyjście na nocną łąkę, pełną tajemnic i ciszy, rozbudziło w małej Lidce fascynację kosmosem, która towarzyszyła jej potem przez całe życie.
- To była dla mnie magiczna chwila. Gdy patrzyłam na niebo, czułam, że nie jestem sama, że wszystko ma swój porządek, że jest coś większego, czego nie rozumiem, ale co mnie fascynuje i wciąga - opowiada po latach, wracając myślami do tego pierwszego nocnego spotkania z wszechświatem.
Naturalną konsekwencją tamtego magicznego wieczoru na łące były studia astronomiczne na UMK w Toruniu a potem praca w olsztyńskim planetarium, gdzie zajmowała się propagowaniem zagadnień astronomicznych wśród młodzieży odwiedzającej placówkę. Jeden z chłopców, Paweł, pojawił się na tych zajęciach w wieku pięciu lat i w efekcie ukończył studia astronomiczne na UMK w Toruniu. Z kolei zainspirowany przez panią Lidię Maciej Hermanowicz z Dywit, wziął w 2004 roku - jako nastolatek - udział w inicjatywie edukacyjnej amerykańskiego Towarzystwa Planetarnego „Red Rover Goes To Mars” i opracował plan misji lądownika marsjańskiego. Jego praca została wyróżniona i wraz z 62 kolegami z całego świata, mógł potem przez dwa tygodnie popracować u boku naukowców z NASA w Pasadenie w Kalifornii. Dzięki tej naukowej inicjacji, Hermanowicz został potem doktorem astrofizyki na Uniwersytecie w Cambridge (drugim po Oxfordzie najstarszym uniwersytecie w Wielkiej Brytanii).
Powstaje zimowy krajobraz z wyobraźni
Dziś, już na emeryturze, z równym zaangażowaniem Lidia Kosiorek oddaje się malowaniu.
- Nigdy nie marzyłam o tym, żeby być malarką. Moje życie zawodowe było zupełnie inne. Malarstwo pojawiło się na mojej drodze zupełnie przypadkowo, kiedy okazało się, że talent w tym kierunku ma moja córka Małgorzata. Po kimś musi to w końcu mieć – pomyślałam sobie i stwierdziłam, że chyba po mnie. Szybko wtedy zrozumiałam, że nie mogę żyć bez farb, pędzla, płótna. Czułam, jakbym znalazła nową formę wyrażania tego, co mam w sercu - opowiada.
Choć nigdy nie studiowała sztuki formalnie, odpowiednią wiedzę i warsztat zdobywała u boku kilku zaprzyjaźnionych malarzy.
Jak wyznaje pani Lidia, lubi „paciać się” grubo szpachlą. Jej ulubiona technika impastu polega na nakładaniu farby grubą, wypukłą warstwą, właśnie przy pomocy pędzla lub szpachli: - Czasem potrzebuję jednak także trochę „subtelności” i tak odkryłam dla siebie akwarele – dodaje.
Wybrała je – jak podkreśla – świadomie. To technika wymagająca pokory, cierpliwości i skupienia. Tak jak obserwowanie nieba przez teleskop. Kiedy wysłała swoją akwarelę „W nastroju indygo” na XV Powiatowy Przegląd Sztuki Nieprofesjonalnej „FINE ARTS – impresje” w GOK w Dywitach w roku 2024, jury przyznało jej pierwszą nagrodę.
Jej obrazy są jak oddech natury: lekkie, ulotne, ale pełne emocji. Przedstawiają głównie góry - i to nie malowane „z natury”, ale stworzone „z wyobraźni”, jako wyraz fascynacji fenomenem natury. Inspiracji Lidia Kosiorek szuka podczas wędrówek, przeglądania starych fotografii, czasem w zupełnie codziennych scenach – jak mgła unosząca się nad jeziorem czy refleksy światła w kałuży. To po prostu wspaniała, malarska metafora - istota terminu „góry” wyczarowana w wyobraźni olsztyńskiej malarki: – Nie mam cierpliwości stać godzinami na słońcu i wietrze, by kopiować wygląd tej, czy innej, górskiej okolicy. O wiele bardziej inspirujące jest namalowanie gór takimi, jakie jawią się w mojej wyobraźni - podkreśla artystka.
Malowanie stało się dla niej czymś więcej niż hobby. To codzienna praktyka uważności, sposób na kontemplację świata, który – jak sama mówi – „jest piękny w każdej skali, od atomów po galaktyki”.
Czy planuje wystawy?
– To nie jest dla mnie najważniejsze - opowiada. – Chciałabym, żeby moje obrazy trafiały do ludzi, którzy znajdą w nich ciszę. Taką, jaką sama czuję, gdy maluję albo patrzę nocą w niebo.
Dlatego większa część dzieł Lidii Kosiorek znalazła już swoje miejsce na ścianach domów jej przyjaciół i znajomych. Aby pokazać je na wystawie w Bibliotece Uniwersyteckiej UWM w Olsztynie, trzeba je było stamtąd wypożyczyć.
"Barwy Nastroju" i Lidia Kosiorek
Wystawę obrazów Lidii Kosiorek pt. „Barwy nastroju” zorganizował klub „Galeria Artystyczna” Stowarzyszenia Absolwentów UWM. Jej wernisaż 9 kwietnia 2025 zgromadził pasjonatów sztuki i przyjaciół artystki. Otaczała ją niezwykła aura ciepła oraz spokoju. Akwarele na ścianach rozświetlały przestrzeń – to pejzaże górskie, uchwycone z finezją i subtelnością, które tworzą wrażenie nieuchwytnego momentu. Jednak za tymi obrazami kryje się nie tylko talent malarski, ale również historia życia pełnego pasji, wytrwałości i poszukiwania.
- Maluję, bo to dla mnie sposób na wyrażenie siebie, na przeniesienie tego, co czuję, na papier. Każdy pejzaż to coś więcej niż tylko widok. To wspomnienie, to emocja, to jakiś stan ducha, który staram się uchwycić – opowiadała zebranym Lidia Kosiorek.
W jej słowach widać było pasję, która przez lata kształtowała jej artystyczną drogę. Ta emerytowana pracownica planetarium w Olsztynie nie jest artystką, która podążała utartymi ścieżkami: – Astronomia była moją pierwszą miłością, a malowanie to był krok, który stawiałam po latach - mówi.
Warto jeszcze wspomnieć o innej pasji pasji pani Lidii, która przez lata uczyła matematyki w zatorzańskiej podstawówce. Najsławniejszy z jej uczniów, wybitny gitarzysta jazzowy, Aaron Blum, był obecny w dniu wernisażu w Olsztynie i nie przegapił okazji, by podkreślić szacunek i wdzięczność, jakimi darzy swoją dawną nauczycielkę: – Gdyby nie pani Lidia, nie byłbym tu, gdzie jestem - powiedział mi w trakcie wernisażu, kiedy schował już do futerału swoją koncertową gitarę.
Aaron Blum i jego muzyczna ilustracja wernisażu
– Każdy z nich miał swoją specyficzną metodę, a ja po pewnym czasie zaczęłam wypracowywać własny styl – wspomina swój rozwój warsztatu malarskiego pod okiem profesjonalistów Lidia Kosiorek.
To właśnie ten styl widać na jej obrazach, które przepełnione są światłem, precyzyjnym oddaniem detali i subtelnymi przejściami kolorów: – W akwareli fascynuje mnie to, że jest to medium wymagające precyzji i cierpliwości. Nie ma tu miejsca na pomyłki. Każdy ruch pędzla musi być przemyślany, każdy krok w procesie malowania wiąże się z pewną decyzją, z ryzykiem – zaznacza olsztyńska malarka.
Zdecydowanie widać, że to podejście do techniki jest w pełni świadome, a jej obrazy – pełne detali, malowane z wrażliwością – są dowodem na lata pracy nad warsztatem.
Pejzaże górskie, które dominują na wystawie, nie są przypadkowe. W życiu Lidii Kosiorek góry odgrywają szczególną rolę: – Kiedy patrzę na góry, czuję, jakby te majestatyczne szczyty przypominały mi o naszej małości w obliczu natury. Często, wchodząc na szczyty, odnajdywałam spokój i harmonię, które chciałam potem przenieść na papier – opowiada artystka, która przez całe lata spędzała czas w górach, eksplorując ich dziką urodę i szukając inspiracji do swoich obrazów.
Artystka w swojej pracowni
Z fascynacją opisuje także proces twórczy, który w jej przypadku jest świadomym wyborem, łączącym naukę z intuicją artystyczną.
– To, co się dzieje w mojej głowie, jest często wynikiem obserwacji natury, zjawisk astronomicznych. Kiedy patrzę na niebo, dostrzegam nie tylko gwiazdy, ale i kolory, kształty, które później staram się oddać w malarstwie - dodaje. – Góry to taki mikroświat, który żyje własnym rytmem. Kiedy maluję, czuję, jakbym stawała się częścią tego miejsca. Dzieje się to na poziomie niemal duchowym.
Choć dla Kosiorek malowanie jest ucieczką w inny świat, nie zapomina o swojej drugiej pasji – studiowaniu nieba: – Astronomia wciąż jest obecna w moim życiu, choć teraz, na emeryturze, mam nareszcie więcej czasu, by oddać się malarstwu. Zawsze będę miała tę fascynację, to zrozumienie dla przestrzeni, która otacza nas w kosmosie - podkreśla.
Podczas wernisażu opowiadała Lidia Kosiorek o swoich twórczych inspiracjach, które są wynikiem lat doświadczeń i poszukiwań. Jej obrazy nie są jedynie odwzorowaniem natury, ale próbą uchwycenia jej esencji.
– Każdy pejzaż to nie tylko obraz, ale moja osobista opowieść o tym, co widziałam, czułam, przeżyłam. I myślę, że w tym tkwi siła moich prac – stwierdziła. - Te obrazy nie są dokładnym zapisem – odwzorowaniem obserwowanych w górach pejzaży., bo kiedy malujesz z natury, to od razu się narzuca taka dokładność, a dokładność w malarstwie nie jest fajną rzeczą.
W nastroju indygo
Jej akwarele to wciąż opowieści, które łączą w sobie naukę o kosmosie, pasję do natury i malarską wrażliwość. Z każdym pociągnięciem pędzla wprowadza nas olsztyńska malarka w świat, gdzie kropla wody na papierze staje się metaforą nie tylko natury, ale i życia – pełnego zaskakujących, pięknych momentów, które trzeba dostrzec. Dla Lidii Kosiorek każda malarska praca była podróżą, w której nie chodziło jedynie o oddanie obrazu otaczającej nas rzeczywistości. Zamiast tego, starała się uchwycić esencję przestrzeni, z całą swoją pasją do widzenia i odkrywania świata. Pracując nad swoimi akwarelami, malowała nie tylko to, co widziała, ale i to, co czuła w danym momencie.
– Nie ma nic piękniejszego, niż chwile spędzone w ciszy, w kontakcie z naturą. Obrazy powstają w sercu, a nie tylko w oczach. Zawsze starałam się malować coś, co ma duszę - mówi malarka, którą inspirują nie tylko góry, ale także widoczne nad nimi chmury, niebo, oraz towarzyszące im odcienie wschodów i zachodów słońca.
Choć życie zawodowe Lidii Kosiorek było w pełni związane z nauką, to malarstwo dało jej możliwość oderwania się od schematów i znalezienia wewnętrznej harmonii. W chwilach twórczych na nowo odkrywała to, co dla niej najważniejsze – subtelną magię, którą niebo i góry wyrażają na swój sposób, gdzie granice między nauką a sztuką naprawdę nie istnieją: – Zajmując się astronomią, patrzyłam na świat w sposób bardzo logiczny i naukowy, ale kiedy maluję, pozwalam sobie na to, by wyrazić to, co jest najbardziej intymne, jeśli chodzi o przeżywanie piękna świata. To przecież moje niebo, moje góry, mój własny wszechświat – podsumowuje.
* * *
Lidia Kosiorek – malarka-akwarelistka i pasjonatka astronomii. Z wykształcenia astronom, absolwentka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Przez lata zgłębiała tajniki Wszechświata, by z czasem równie intensywnie oddać się odkrywaniu piękna natury w malarstwie. Przez wiele lat pracowała w olsztyńskim planetarium, popularyzując naukę i dzieląc się swoją pasją do kosmosu. Po przejściu na emeryturę w pełni oddała się sztuce – szczególnie malarstwu pejzażowemu. Malować uczyła się samodzielnie oraz pod okiem kilku zaprzyjaźnionych artystów. W swojej twórczości łączy miłość do górskich krajobrazów z subtelnością akwareli, tworząc prace pełne światła, przestrzeni i ciszy. Jej prace są zapisem zachwytu nad naturą i próbą uchwycenia ulotnych chwil w sposób równie precyzyjny, jak obserwacja nieba. Łączy w ten sposób naukową precyzję z artystyczną wrażliwością.
Komentarze (0)