Ostatnio firmy ubezpieczeniowe podniosły stawki tego ubezpieczenia. Policjanci płacą co miesiąc od 7 do 20 zł z własnej kieszeni; zależnie od firmy i wysokości odszkodowania. - To po to, by spać spokojnie - mówią funkcjonariusze. - Jeśli dojdzie do wypadku z mojej winy, będę musiał zapłacić za naprawę radiowozu z własnej kieszeni. Związkowcy są oburzeni. - Przecież to nasze narzędzie pracy i nie powinniśmy za to dodatkowo płacić - argumentują i posyłają pisma do komendy głównej policji. Jak twierdzą, przełożeni oszczędzają na wszystkim, w tym ubezpieczeniu radiowozów. - Autocasco jest ubezpieczeniem dobrowolnym - mówi nadkomisarz Jacek Jastrzębski, naczelnik wydziału administracyjno-gospodarczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. - Nigdy go nie kupowaliśmy, bo jest ono bardzo drogie. Jak mówi naczelnik Jastrzębski - stawki ubezpieczenia autocasco wynoszą od 7 do 10 proc. wartości auta. - Mamy na przykład nowy opancerzony samochód o wartości 350 tys. zł. Samo tylko ubezpieczenie go kosztowałoby nas ponad 30 tys. zł. Na terenie garnizonu olsztyńskiego jest prawie 800 samochodów. Z tego 100 zostało zakupionych w ub. roku. Według Jastrzębskiego funkcjonariusze jeżdżą ostrożnie. - W ubiegłym roku na terenie całego województwa doszło do 180 wypadków i kolizji z udziałem radiowozów. Policjanci byli winni 84 kolizjom - mówi Jacek Jastrzębski. - Za wyrządzone szkody umyślne lub nieumyślne w mieniu skarbu państwa przełożony może ukarać sprawcę karą w wysokości do trzech miesięcznych pensji. Dlatego policjanci wykupują ubezpieczenie. - Wystarczy, że po ciemku wpadnie się w dziurę lub najadę na wystającą studzienkę i uszkodzę zawieszenie - mówią proszący o anonimowość funkcjonariusz. - Jest wtedy prowadzone postępowanie, które może dowieść, że to moja wina. Wolę więc wykupić ubezpieczenie.