Dziś jest: 19.04.2024
Imieniny: Adolfa, Leona, Tymona
Data dodania: 2004-12-29 00:00
Ostatnia aktualizacja 2014-07-15 11:05

magda_515167

Edward Kozak, pierwszy olsztyński taksówkarz

W styczniu 1952 roku na ulice Olsztyna wyjechała pierwsza taksówka. Był to Opel Olimpia, a za jego kierownicą siedział Edward Kozak. Za jedyny postój w mieście służył plac przed dworcem PKP.

reklama
Edward Kozak może śmiało powiedzieć, że nauczył olsztyniaków jeździć taksówkami. To on 52 lata temu wyjechał w pierwszy kurs. Kogo i dokąd wiózł, już dzisiaj nie pamięta. Pamięta za to, jak olsztyniacy przekonywali się do takiego podróżowania po mieście. Taksometrów brak - Postój dla mojej taksówki zorganizowano przy dworcu PKP - wspomina Edward Kozak. - Na początku miałem kursy tylko wtedy, gdy przyjeżdżał pociąg z Warszawy czy Poznania. Turyści byli przyzwyczajeni do korzystania z taksówek, więc ich woziłem. Olsztyniacy chętniej wybierali dorożki. Dopiero z czasem się przekonali. Olsztyn był wtedy podzielony na trzy strefy. Pierwsza obejmowała przestrzeń między dworcem a ratuszem. Za przejazd trzeba było zapłacić 10 zł. W drugiej strefie były ulice Grunwaldzka, Szrajbera, Piłsudskiego. Tu cena była o 5 zł wyższa. Ostatnia, trzecia strefa, obejmowała os. Mazurskie, Kortowo, Likusy. Trzeba było zapłacić 22 zł. - Natomiast opłaty za wyjazdy poza miasto były opłatami umownymi - dodaje Edward Kozak. Nie na wymiar Edward Kozak jeździł Oplem Olimpią. Kupił go za motocykl BMW. - Za cenę dobrego motocykla można było wtedy kupić samochód osobowy. Wiązało się to z pewnymi ograniczeniami. Samochodem osobowym można było poruszać się tylko w promieniu 20 km od miejsca garażowania, a limit miesięcznych wyjazdów był ograniczony. Motocykle nie miały takich ograniczeń - tłumaczy Edward Kozak. - Samochody często były zlepkami kilku marek. Pojęcie opona letnia czy zimowa nie miało zastosowania. Jeździliśmy na ogumieniu, jakie dało się pozyskać. Nie pod komitet Było za to coś, czego nie mogło zabraknąć w taksówce. To wyróżniające ją oznaczenia. - Wokół samochodu, który musiał być czterodrzwiowy, była namalowana biało-czerwona szachownica - mówi Edward kozak. - Na drzwiach bocznych był numer. Nie było za to koguta. Klienci brali kurs z dworca lub machali na taksówkę. Jeśli chcieli wyjechać za miasto, gdzie były potrzebne zezwolenia, zamawiali samochód wcześniej. - Rezerwowano mnie na wesela, chrzciny, przyjęcia - wylicza Edward Kozak. - Kiedyś woziłem nawet Marię Zientarę-Malewską. Bardzo sympatyczna kobieta. Za to jak partyjni zamawiali taksówkę, to nigdy nie pod sam komitet. Nie chcieli się przyznać, że nią jeździli. Anna Szapiel

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz


www.autoczescionline24.pl